4 września 2012

l'été

Wracamy z urlopów z pełnymi walizkami  przypraw, słodyczy, bibelotów i oczywiście ubrań- jakże wyszukanych orginalnych: jedwabnych kimon i japonek z samego Tokio, bransoletek z Indii, chust i biżuterii z Kenii.
Prawdziwe globtroterki zadały sobie trud i weszły w uliczki nie odwiedzane przez turystów, zjadły w kawiarni gdzie naprawdę ciężko było zamówić obiad bez tłumacza i dobrej woli sprzedawcy, kopiły lub nawet uszyły ubrania na miejscu z lokalnych tkanin, przejechały zwiedzany kraj pociągiem lub lokalnym autobusem bez klimatyzacji i głośnej muzyki z polskim przytupem.
Prawdziwe globtroterki omijają miejsca gdzie są szkolenia pracowników  koncernów i turyści wymieniają się spostrzeżeniami gdzie co kosztuje i ile wypili zeszłej nocy.
Globtroterki nawet we własnym kraju znajda miejsce gdzie Pani Wanda sama lepi pierożki i karmi drwali w swojej lokalnej gospodzie i tylko bardzo wytrwali trafiają do niej na obiad na wykrochmalonym obrusie ze świeżym kompotem...
Prawdziwe globtroterki z pobłażaniem patrzą na turystki które wracają przebrane za hinduski (bo one akurat wiedza który kolor co oznacza na ich czole), za gejsze, za maharadżów w turbanach i gwiazdy disco z mocną opalenizna, patrzą również z pewnym zdziwieniem na ludzi którzy spóźnili się ponad sto lat ze swoją gorączką złota (aczkolwiek wrócili bardziej obwieszeni niż Skookum Jim)






prawdziwe globtroterki nawet w 58 wiedziały jak korzystać z przyjemności z dala od all inclusive i hałasu... (Klein_Tatiana Marie_RoseCamels_Picnic_Morocco)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz